– Wy z Polszy? – zapytał nas przeciętnie wyglądający blond trzydziestolatek, gdy całą ośmioosobową ekipą siadaliśmy wieczorem do dużego stołu we wspólnej jadalni naszego guest house’u Nikola.

Miał na imię Roman. Razem z kolegą Nikołajem przyjechali z żonami na wypoczynek do Gruzji. Mieszkali w tym samym pensjonacie. Mieliśmy wspólną dużą kuchnię i jadalnię.

– Tak, z Polski. Do you speak English? – zapytałem.

Not good – odpowiedział. Mieszając rosyjski z angielskim, wyjaśnił, że jest inżynierem z Jarosława, miasta położonego 300 km od Moskwy.

Rozmowy. Czacza (gruziński alkohol, który potrafi mieć 60%). Toasty. Ile wynosi mandat za picie alkoholu w miejscu publicznym w Rosji, Gruzji i Polsce. Jakiej muzyki się słucha i kto zna zespół Leningrad.

Vazha czasem tłumaczył, bo jako jedyny znał równocześnie angielski, rosyjski i trochę polski. Roman i kilka osób z naszej grupy wdali się w rozmowę o trunkach i jedzeniu. Po drugiej stronie stołu reszta ekipy omawiała plany na następny dzień. Siedziałem pośrodku, koło Vazhy. Zapytałem, czy nie ciągnie go do armii, bo mówił mi wcześniej o wujku i dziadku, którzy byli wojskowymi.

Od słowa do słowa Vazha zaczyna mi opowiadać, jak w 2008 roku spał w pokoju z bratem na piętrowym łóżku. Miał 15 lat, dom stał blisko lotniska i wszyscy byli przyzwyczajeni do dźwięków startujących i lądujących samolotów. Tym razem lądowanie zakończyło się wybuchem bomby zrzuconej przez rosyjski samolot. Vazha spadł z górnego łóżka.

Razem z bratem, rodzicami i ciotką uciekli do domu wujka. Wujek był kierowcą samochodu wożącego amunicję. W drodze powrotnej z frontu przywoził rannych żołnierzy. W większości młodych, 18- i 19-letnich chłopców. Mama i ciotki myły im rany i starały się pomóc. Szpitale były przepełnione, więc nie było dokąd zabrać chorych. Vazha pamięta dwie sytuacje, gdy mama z determinacją i zaangażowaniem czyściła ranę żołnierza, a wujek mówił: „Zostaw go, on jest już martwy”.

– Widok tych żołnierzy jakoś źle na mnie nie wpłynął – mówi Vazha. – Ale przez trzy lata nie mogłem spać w domu, bo za każdym razem, gdy słyszałem lądowanie samolotu, zamierałem, bojąc się wybuchu bomby.

Naszą rozmowę przerwało przyjście żony Nikołaja z pokoju obok. Z obrażoną miną podeszła do stołu. Usiadła. Burknęła, że nie może spać i żeby polać jej czaczy. Ewidentnie miała plan zepsucia zabawy i rozgonienia towarzystwa do pokoi. Obraziła się ostentacyjnie, zawstydziła troszkę Nikołaja i poszła do siebie, niczego nie osiągnąwszy. 

Roman nieśmiało zasugerował Vazhy, aby ten poprosił nas wszystkich, żebyśmy trochę ciszej imprezowali i dali ich żonom spać. Vazha zignorował go i machnął ręką, pokazując, by się nie wygłupiał. Impreza trwała dalej, a Roman i Nikołaj bawili się świetnie. Co chwilę nas zagadywali, żartowali i pili.

Po kilku godzinach żegnamy się, poklepując po plecach jak dobrzy znajomi – Polacy, Rosjanie i Gruzin. Po wojennych rozmowach z Vazhą myślę, jak mało nas dzieli od tego, żeby każdy otrzymał karabin i rozkaz zabicia drugiego. Całe szczęście dużo więcej niż naszych dziadków.

Bon appétit – powiedział do nas z uśmiechem Roman, kiedy jedliśmy śniadanie, a oni zbierali się już na wyjście w góry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *